Czyli o tym, czym się różni tradycyjna joga od współczesnych nurtów jogi
Podczas rozmowy na dachu restauracji w Tiruvannamalai jeden z moich francuskich przyjaciół powiedział:
kiedy rozmawiasz z hindusami na temat jogi, wtedy mówią o Bhagawadgicie, a kiedy mówisz z ludźmi z zachodu na ten sam temat, to mówią o ćwiczeniach fizycznych.
Choć powyższa wypowiedź nie jest do końca prawdziwa, gdyż hindusi coraz częściej zaczynają mówić o jodze tak jak ludzie zachodu, nasuwa się pytanie: skąd biorą się te różnice w postrzeganiu jogi?
Zarówno Jogasutry, Bhagawadgita, a nawet Hathajogapradipika na ogół niewiele mają wspólnego z współcześnie promowaną jogą. Nie pomogą tutaj zapewnienia części popularnych współczesnych guru o ciągłości i starożytności ich tradycji, gdyż ta ciągłość i autentyczność jest wyrażana jedynie werbalnie w wywiadach i na kartach książek, natomiast w praktyce popularne style jogi ograniczają się do ćwiczeń fizycznych, które zwą się asanami. Nawet indyjski ceremoniał czy wyrecytowanie kilku mantr w trakcie praktyki nie zmienia tej sytuacji. Różnicę pomiędzy tradycyjną jogą a jej współczesnymi formami nie zawsze łatwo dostrzec, gdyż na jej wyeksponowaniu nie zależy entuzjastom współczesnych form jogi, którzy wręcz często doszukują się źródeł swoich praktyk tam, gdzie ich nie ma, czyli w przeszłości liczonej w tysiącach lat lub w szanowanych tekstach.
Posłużę się tutaj cytatem znanego nauczyciela jogi:
Joga jako system rekreacji ruchowej znana jest od około 3500 lat, co potwierdzają wykopaliska archeologiczne.
Proszę mi wierzyć, że starożytni hindusi nie uprawiali żadnej rekreacji ruchowej, gdyż nawet takie pojęcie w ich języku nie istniało; rekreacja jest dwudziestowieczną koncepcją sportu wykładaną na AWF-ach a nie w Wedach czy Jogasutrach! Jeżeli już uprawiali jogę, to w celach mistyczno-kontemplacyjnych, a nie żeby stracić brzuszek lub wyrzeźbić pośladki. Mamy tutaj do czynienia z próbą nadania współczesnym praktykom starożytnego rodowodu, a przez to – odpowiednio wysokiej rangi.
Innym przykładem jest przypisywanie praktykom współczesnej jogi tych samych efektów, co jodze tradycyjnej. Często w tekstach klasycznych i niektórych książkach dotyczących jogi wspomina się o subtelnych formach energii obecnych w ciele, przejawiających się w formie prany czy energetycznych fenomenów zwanych czakrami, wspomina się o zasadach etycznych (jamy i nijamy), mówi o mantrach (słowa/dźwięki mocy), medytacji, ale kiedy przychodzi czas praktyki, tematy te traktuje się po macoszemu albo w ogóle ignoruje. W tym przypadku zapewnia się, że my współcześni praktykujemy to samo, co starożytni, ale praktyka najczęściej jest daleka od tego ideału.
Nie będę się tutaj rozpisywał nad różnicami pomiędzy asztanga jogą Patańdżalego a asztanga jogą BKS Iyengara czy Pattabiego Joisa. Nie będę też pisał o różnicy pomiędzy tradycyjną hatha jogą zaprezentowaną w Hathajogapradipice czy Gerandasamhicie a hathajogą uprawianą w fitness klubach. Nie będę o tym pisał, gdyż istnieją artykuły na ten temat oraz z łatwością można skonfrontować to, czego uczą tradycyjni nauczyciele i klasyczne teksty, z praktyką jogi wg współczesnych szkół, która koncentruje się prawie wyłącznie na asanach. W tym artykule chciałbym odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy, że zarówno ćwiczenia wykonywane w fitnessie i praktyka medytacyjna wykonywana przez ascetę nad brzegiem Gangesu jest nazywana jogą.
W swojej książce „Yoga Body” Mark Singleton, wskazując na zasadnicze różnice pomiędzy tradycyjną a współczesną jogą, proponuje, aby te dwa zjawiska traktować jako niezależne fenomeny. Słowo joga w kontekście nauk Patańdźalego i joga w kontekście praktyk wg metody Iyengara® to nie synonimy, odnoszące się do wspólnego zakresu pojęciowego, sugerujące podobieństwo teorii, praktyk i celów, ale raczej homonimy, słowa podobnie brzmiące, ale mające inną treść i znaczenie.
Wg Singletona nie oznacza to, że obydwie formy jogi nie mają ze sobą nic wspólnego. Istnieje pewna zależność pomiędzy nimi; jest nią „dialektyczna homologia”, gdzie struktura i podobieństwa do pewnego stopnia są zachowane, ale kształt teorii i praktyki, a w szczególności całościowa orientacja systemu, jest nakierowana w zdecydowanie innym kierunku. Istnieje znacznie lepsze historycznie ugruntowane wyjaśnienie kształtu współczesnej praktyki jogi niż doszukiwanie się bezpośrednich źródeł w tradycji, z którą dzieli się jedynie nazwę.
Korzyści z takiego przedstawienia sprawy są co najmniej dwie. Po pierwsze unika się negatywnych porównań z tradycyjną jogą. W tej sytuacji współczesne formy jogi mogą zostać przedstawione w swoim własnym kontekście i w swoim własnym świetle. Pozwoliłoby to docenić ich rolę i wartości.
Po drugie, nie ma powodów do konfliktów pomiędzy zwolennikami tradycyjnej jogi a praktykującymi współczesne formy jogi. Sprawa jest jasna, obydwie formy aktywności nazywają się tak samo i na tym kończy się ich powinowactwo i nie zmienia tego fakt, że obydwie formy mają pewne korzenie w egzotycznej kulturze indyjskiej.
Na sam koniec krótka refleksja wymagająca sprawdzenia. Wydaje mi się, że Krishnamacharya, ojciec współczesnych form jogi, którego uczniami byli m.in. BKS Iyengar i Pattabi Jois, mógł być świadomy wymienionych problemów, sam swój system nazwał vinyasa krama. W nazwie nie ma wspomnianej jogi. Wieloletni uczeń Krishnamaczayi Ramaswami w wywiadzie określa vinyasa kramę mianem 'praktyki asan’. Dlaczego?
Dodaj komentarz